Monday, 27 November 2017

Człowiek, który uratował moje życie






Dziękuję


http://www.chroniclelive.co.uk/news/north-east-news/tributes-paid-phenomenal-newcastle-doctor-13668938

Dlatego właśnie DuoLife
https://myduolife.com/shop/product/1/450,duolife-medical-formula-proselect-.html
https://myduolife.com/shop/product/1/450,duolife-medical-formula-proselect-.html
https://myduolife.com/shop/product/1/487,duolife-medical-formula-prodeacid-.html


Saturday, 25 November 2017

Trawers Everestu 2017 - Janusz Adamski i DuoLife na Szczycie Świata!


Zapraszam na 2 część wywiadu !
W świecie fast foodów, szybkiego życia i szybkich rezultatów  – Ty jako wzór dla wielu,  jakie widzisz zagrożenia dla tych, którzy idą w Twoje ślady?

Myślę, że w globalnym świecie,  coraz więcej z nas szuka tożsamości, czegoś co nas wyróżni w tłumie, niepowtarzalnych wrażeń, spektakularnych wyników sportowych. Ale na to wszystko potrzeba czasu i niestety tu pojawiają się zagrożenia, bo część z nas szuka drogi na skróty. Szybki surf po Google, kilka filmów na YouTube i już są gotowi na „podbój” świata. Często słyszę od początkujących sportowców, że ich planem na najbliższy rok jest maraton lub jakiś siedmiotysięcznik, a to są niestety błędy, które w najłagodniejszym wariancie skończą się kontuzjami i koniecznością odłożenia planów. W każdym sporcie, a zwłaszcza w alpinizmie, cierpliwość i doświadczenie to klucze do sukcesu.

Ale to są błędy jednorazowe, czy powtarzalne?
To zależy. Jeden zrobi krok w tył i spróbuje mądrzej raz jeszcze, a inny pozostanie przy„swojej prawdzie”.

To jest już problem
Tak, bo konsekwencje są dwojakie. Po pierwsze, zniszczy sobie zdrowie, a po drugie straci czas, bo jego treningi nie przełożą się na oczekiwany wynik. Na przykład takie bieganie. Ludzie często w trakcie pierwszych treningów realizują wysiłek na zbyt wysokich zakresach tętna. Nie mając mocnych fundamentów wytrzymałości, które buduje się długimi spokojnymi wybieganiami, bardzo trudno będzie im osiągać zadowalające efekty. Bardzo ważna jest także wiedza o procesach fizjologicznych zachodzących w organizmie oraz odpowiedniej suplementacji. Warto zdobyć  informacje choćby na temat wolnych rodników czy zakwaszenia  organizmu, które towarzyszą cięższym treningom i które mają bardzo duży wpływ na procesy regeneracji po wysiłku.

Masz trudnosci z dostosowaniem sie do klimatu, w którym realizujesz kolejne sportowe projekty?
W większości nie. Regularnie „morsuję”, przesuwając coraz dalej granicę tolerancji na wychłodzenie. Często w lodowatej wodzie udaje mi się wytrzymać ponad 40 minut, ale to już wymaga nie tylko odporności fizycznej, ale także wprowadzenia się w stan pewnego rodzaju letargu, zupełnego wyciszenia. Najpierw schładzam się do granic absolutnych, a potem wchodzę do sauny na 45 minut, gdzie często zasypiam, zupełnie nie czując otaczającego mnie gorącą. Generalnie morsowanie i sauna to jedna z najprzyjemniejszy rzeczy jakie można robić zimą – polecam wszystkim.
W trakcie treningów i na wyprawach bardzo ważna jest także świadoma suplementacja. Z bogatej oferty DuoLife osobiście zawsze stosuję po treningu Vitaminę C, która neutralizuje wolne rodniki oraz Chlorofil i Prostik.
Jeszcze kilka lat temu w początkowej fazie wypraw wysokogórskich miałem kłopot z infekcjami dróg oddechowych, powodowanych przez suche powietrze i zimno. Od momentu, kiedy zacząłem stosować odpowiednią suplementację, te problemy zniknęły.

Czy robiąc trawers Mount Everestu także suplementowałeś się DuoLife? Wiem, że miałeś stały kontakt z Pawłem Łaszewskim i Leszkiem Martynów z Duo, a oni z kolei kontaktowali się z Radą Naukową DuoLife, przekazującim na bieżąco informacje na temat Twojej kondycji zdrowotnej.
Spotkałem  się  z członkami Rady Naukowej DuoLife  jeszcze przed wyprawą, aby uzyskać informacje jak już na etapie przygotowawczym, wesprzeć odpowiednio organizm.

Będąc przy pozytywnym klimacie, czy  w trakcie Twoich podróży zdarzają się sytuacje humorystyczne?
Nie wiem, czy to jest powód do radości, czy do zmartwienia, ale tych radosnych sytuacji tak naprawdę nie ma za dużo. Zazwyczaj jeżdżę w miejsca , które są bardziej straszne, niż śmieszne.

Czy wśród tych drugich są takie  sytuacje, które  służą Tobie jako drogowskaz w życiu?
Jeżeli pytasz o te poważne, to taką wyprawą była pierwsza wyprawa na Elbrus, w ramach Projektu Korony Ziemi oraz ostatnia na Mount Everest.

Była bo…?

Bo ja za rzadko odpuszczam, zostało mi to chyba jeszcze z wielu lat sportu wyczynowego.
Szczególnie te dwie wyprawy były dla mnie zmaganiem z samym sobą. Na Elbrusie, będąc tuż pod szczytem, zdecydowałem się zawrócić, stawiając ponad ambicje, życie swoje i mojego partnera. Z poziomu morza to oczywista decyzja, ale w górach, często po kilku tygodniach wspinaczki takie decyzje nie są łatwe i oczywiste. W trakcie tej wypraw na Elbrus były bardzo złe warunki pogodowe i czekaliśmy długo, aż okno pogodowe w końcu się otworzy, aby zaatakować szczyt.  Niestety okna nie było i został już tylko ostatni możliwy dzień na atak.  Prognozy były fatalne, ale pomimo wszystko, z moim przyjacielem Markiem Hojdą z Warszawy, zdecydowaliśmy się spróbować. Z kilkudziesięciu osób biwakujących pod szczytem wyszliśmy tylko we dwójkę. W zadymce śnieżnej pomyliliśmy drogę i wspinaliśmy się już tylko intuicyjnie, stromym żlebem na wprost w górę. Niestety pod szczytem rozszalała się taka burza, że stanęliśmy przed dramatycznym wyborem. Co dalej robić? Na naszym GPS, z powodu przenikliwego zimna, baterie pokazywały już minimum, a bez niego na powrót w tych warunkach nie byłoby najmniejszej szansy.

I wtedy mówisz „upsss…”
Mając szczyt w zasięgu ręki, bardzo trudno podjąć jedynie słuszną decyzję. Szczyt praktycznie był już nasz, ale droga powrotna byłaby wielkim znakiem zapytania. Elbrus ma tę specyfikę, że można tam bardzo łatwo zgubić drogę i zejść na zabójczo niebezpieczne, usiane szczelinami pola śnieżne.  Zawróciliśmy… Po kilku długich godzinach, udało nam się wrócić do obozu, byliśmy skrajnie zmęczeni, ciuchy podarte, ale… żyliśmy. Dwa lata później pojechałem jeszcze raz na Elbrus, pogoda przepiękna, weszliśmy bez żadnego problemu, taki niedzielny spacer. Do tej historii często wracam, bo w góry zawsze można wrócić. Niby banalne, ale podczas wspinaczki często dochodzisz do punktu , w którym musisz sobie zadać bardzo ważne pytanie. Czy chcesz w tych górach zostać,  czy chcesz tam jeszcze wrócić i dostać kolejną szansę?

A kiedy mija zagrożenie współistnienia człowiek- natura, trzeba zejść na ziemię  i czy wtedy
pojawia się zagrożenie w relacji z drugim człowiekiem, przepisami, normami?
Zapewne nawiązujesz do braku pozwolenia od władz chińskich na trawers Everestu. Takie pozwolenia praktycznie nie są wydawane (ostatnie w 2007 roku), a duża część z 15 wcześniejszych trawersów odbyła się także bez błogosławieństwa chińskich urzędników. To przykre, że najwyższa góra znajduje się w kraju, w którym z politycznych powodów zabrania się realizacji ambitniejszych projektów.
Co więcej. Składając pismo o pozwolenie na trawers, automatycznie kładłem na szali wszelkie inne projekty od strony chińskiej, ponieważ w przypadku odmowy, dostajesz „wilczy” bilet także na wspinanie drogą klasyczną – tak na wszelki wypadek.

Schodząc na stronę nepalską góry, zgłosiłeś się sam do władz prawda?
Tak, sam się zgłosiłem.  Nikt mnie nie zatrzymał, nawet specjalnie mnie nie szukano.

Myślę, że Twoja żona zgodziłaby się ze mną, że dobrze byś na takim liście gończym wyglądał.
Zdziwisz się, ale praktycznie to mogłem wyjechać z Nepalu zaraz po przyjeździe do Katmandu, ale nie chciałem tego projektu tak kończyć. Nie chciałem uciekać, pomimo grożących sankcji, postanowiłem zmierzyć się z tym do końca.

Czy tylko w górach czyha niebezpieczeństwo?
Dużo czasu spędziłem w Afryce. Przejechałem, przeszedłem i przepłynąłem kajakiem ponad 35 tys. km i z cała pewnością jest to najbardziej niebezpieczny kontynent. Byłem trzy razy w Kongo, w tym dwa razy na wschodzie w centrum wojny domowej,  gdzie zagrożenie życia było skrajnie wysokie. Codziennie przemieszczaliśmy się w tereny,  gdzie toczyły się walki. Tam w każdej wiosce jest broń. Na każdym kroku są karabiny - dzieciaki z karabinami. Przejeżdżając przez kolejne wioski nie mieliśmy najmniejszej gwarancji, że ktoś tej broni nie użyje. Tam ludzie giną setkami tysięcy i świat się tym się absolutnie nie interesuje. Z perspektywy czasu, to było absolutne szaleństwo.

To są sytuacje, w których słyszysz własny oddech...a kiedy się wspinasz, czy własny oddech przemawia bardziej niż gdziekolwiek indziej?

W górach zawsze wsłuchuję się w siebie, a w organizm szczególnie. Jeżeli masz doświadczenie, to wiesz czy wszystko idzie dobrze, czy coś jest nie tak. Aklimatyzację zawsze zaczynam bardzo spokojnie, idę w górę powoli, bo nie jest ważne kto będzie pierwszy w bazie, liczy się zdobycie szczytu. W trakcie ostatniej wyprawy chciałem połączyć dwa projekty, o których zawsze myślałem - zdobycie szczytu bez tlenu i trawers góry. Niestety w pewnym momenciezdałem sobie sprawę, że nie będzie to możliwe.Stanąłem przed wyborem, czy wspinać się  dalej próbując robić trawers, ale wtedy użycie tlenu byłoby konieczne ze względu na dużą ilość sprzętu jaki musiałem zabrać ze sobą na szczyt, czy też podjąć drugą możliwość, którą byłoby zaniechanie trawersu i zdobycie szczytu bez tlenu. Wybrałem trawers ponieważ szczyt w tym wariancie nie został jeszcze nigdy zdobyty przez Polaka, a na  świece zrobiło to tylko piętnastu wspinaczy. Także sama organizacja trawersu jest dużo bardziej skomplikowana, ponieważ obejmuje przygotowanie dwóch oddzielnych wypraw z obu stron góry. Po stronie południowej akcję koordynował mój przyjaciel Andrzej Ziółkowski.

Precyzja jest na cenę życia?
Hemingawy kiedyś napisał, że „ Tak naprawdę są tylko trzy prawdziwe dyscypliny sportu: wspinaczka, wyścigi samochodowe i corrida”. I trudno się z tym nie zgodzić, bo brak rozwagi, czy zła ocena sytuacji,  w każdej z tych trzech dyscyplin, powoduje błyskawiczną tragedię. Himalaizm jest sportem dla ludzi, którzy mają w sobie trochę szaleństwa, ale też potrafią zachować zimną krew.

Ale nie uważasz, że obecnie profanum sięgnęło także himalaizmu?
Dokładnie.  Everest  przez te ostatnie 11 lat, tj. od mojej ostatniej wyprawy w 2006 roku, przeszedł metamofozę  i to w takim bardzo negatywnym kierunku. Można powiedzieć, że baza pod Everestem stała się po trosze punktem dystrybucji leków i tlenu. Kiedyś standardem, takim przyzwoitym minimum, było używanie tlenu odwysokości 7500m. W tej chwili spotyka się  wspinaczy, którzy próbują  iść na tlenie już od 6 tysięcy. Leki, które niwelują objawy choroby wysokościowej i „ułatwiają” aklimatyzację, przyjmowane są także bardzo często. Jest to niestety głupota, wynikająca z braku znajomości fizjologii oraz przekonania, iż wszyscy są zdolni do skutecznego zdobywania gór wysokich. Tak niestety nie jest, bo himalaizm, jak wiele innych sportów, nie jest dla każdego. Złą pracę robią tu także agencje alpinistyczne, które przedkładają zarobek, nad ludzkie zdrowie i życie. Kiedyś zgłaszając aplikację do agencji, trzeba było wysłać portfolio swoich wejść, teraz nikt tego na poważnie nie weryfikuje.

To się lepiej sprzedaje.
Tak, to się lepiej sprzedaje. Dla agencji liczy się „target”wyrażony w  dolarach. Kiedyś maksymalna ilość butli z tlenem to było 4-5, teraz jest 7 i więcej. Jedna butla kosztuje około 600 dolarów, z czego agencje zarabiają połowę i jest to bardzo wymierna zachęta , aby nie ograniczać dostępu do tlenu i futrować nim ludzi bez opamiętania. Prawda jest jednak taka, iż to nie brak tlenu zabija większość wspinaczy, ale niedostateczna aklimatyzacja, obrzęk mózgu i płuc.
Zanim góra Cię zabije, organizm wysyła bardzo wyraźne sygnały, ale jeżeli przyjmujesz leki lub nadużywasz tlenu, to te sygnały po prostu zagłuszasz.

Czyli niebezpieczniejsze jest niskie ciśnienie?

Na szczycie Everestu ciśnienie jest trzy razy niższe niż na poziomie morza. To bardzo duża różnica i na szczycie czujesz się trochę jak na innej planecie. Dlatego tak fundamentalna jest jak najlepsza aklimatyzacja. Aklimatyzacja działa jak swoiste wahadło, które z każdym kolejnym podejście wychylasz coraz wyżej, by zakończyć ją noclegiem na wysokości o 1000m niższej od szczytu.
Kto tego nie rozumie, lekceważy, albo idzie na skróty używając  leków i tlenu często z gór nie wraca. W dniu kiedy zdobyłem szczyt, Everest zabrał szczęść ludzkich istnień.
Niestety ludzie w górach przestali ginąć, a zaczeli umierać...


Jeszcze raz powtórzysz proszę?
21 maja, w dniu kiedy byłem na szczycie, na Everescie zmarlo 6 osób. W nocy po północnej stronie zginął mój przyjaciel Frank, a kolejne dwa ciała mijałem schodząc na południową stronę. Franka mijałem idąc na szczyt, schodził i mówił , że źle się czuje, że wraca do namiotu. Byłem tym bardzo zdziwiony, bo to była już jego trzecia próba zdobycia góry i wiem jaki był zmotywowany, aby tym razem stanąć na szczycie. Zmarł w namiocie na wysokości 8300m, zabił go obrzęk mózgu.
Jak widzisz cos takiego, co czujesz?
Jeżeli nie znasz tych ludzi, to w pewnym sensie są dla Ciebie anonimowi. Powyżej 8000m w pierwszej kolejności koncentrujesz się na sobie i na partnerach z zespołu. Oczywiście jeżeli jest możliwość pomocy, jakiejkolwiek pomocy,  to tę pomoc się udziela, ale tak naprawdę jest to iluzoryczne. Kiedy człowiek dostaje obrzęku mózgu na wysokości 8000m, to praktycznie nie ma możliwości, żeby go sprowadzić, a jednym ratunkiem jest  zejście minimum tysiąc metrów w dół, aby zwiększyć ciśnienie powietrzaCzęsto się zdarza, że człowiek umiera  dosłownie na rękach swojego partnera i nic nie da się zrobić. Jeden ze wspinaczy, którego mijałem na 8400m umierał 10 godzin i nikt nie był mu wstanie pomóc, bo nikt nie odda swojego tlenu, nikt nie poświeci swojego życia, aby
ratować obcą osobę, to są wybory zero-jednykowe.

29 maja, to szczególny dzień?
Tak, to dzień pierwszego zdobycia Everestu, jak również… moich urodzin. Zostałem już chyba naznaczony do gór w kołysce ; )

Po powrocie do domu z ostatniej wyprawy na Everest, jakie słowa padły z ust Twojej żony ?
Z każdą Twoją wyprawą dorośleję...



 https://myduolife.com/shop/product/1/485,duolife-medical-formula-procardiol-.html
albo 
weber.marlena@gmail.com

Saturday, 7 October 2017

Życie zaczyna się po 70-ce !!!














Elżbieta Niedzielska poprzez wzięcie udziału w biegu Spartan Race udowadnia, że stan psychiczny i fizyczny jest tylko kwestią naszego nastawienia do siebie i świata. 71-dno letnia zawodniczka nie tylko podjęła się tego wyzwania, ale dokończyła bieg, który dla wielu jest wielkim wyzwaniem!
Skąd bierze się jej siła opowiedziała w rozmowie z Marleną Marią Weber

http://islandersradio.co.uk/audycje/wywiady

Friday, 25 August 2017

Jedyna słuszna decyzja...


...Tak jak np. teraz  w przypadku Everestu starałem się, żeby połączyć dwa trudne projekty i w momencie, kiedy połączenie tych projektów okazało się niemożliwe,  podjąłem jedynie słuszną decyzję...

Janusz Adamski - Podróżnik, himalaista, sportowiec, perfekcjonista - o priorytetach, dobieraniu zespołu, sile walki, konsekwencji działania. Wiele możemy się od niego nauczyć.

Człowiek, który dla mnie jest nieustraszony, który znajduje rozwiązania, w sytuacjach, w których inni się wycofują. Jak choćby ta w dżungli, kiedy towarzysz wyprawy oznajmia, że skończyła się droga. I na pytanie, co dalej, słyszy od Ciebie odpowiedź –„ No to trzeba wyciąć gałęzie jakieś 400 metrów i jedziemy dalej. „
Widzę, że wczytałaś się w moje poprzednie projekty.

Tak, zawsze to robię. Czy takiemu człowiekowi łatwo przychodzi słowo „Proszę”?
Generalnie staram się nie wywarzać otwartych drzwi. Te projekty, które realizujemy bardzo często są mocno skomplikowane i  jeśli mogę skorzystać z pomocy innych, po prostu  to robię. Słowa „proszę” i „dziękuję” są nieodłącznie wpisane w język każdego podróżnika.

Jak wielką role gra relacja w zespole przy danym projekcie? Według jakich kategorii wybierasz sobie towarzyszy wyprawy ?
To zależy od miejsca. Jeżeli wyprawa jest bardzo skomplikowana i jeżeli mogę ją zrealizować samodzielnie,  to staram się tak robić i nie wynika to z egoizmu, tylko z faktu, że mały zespół zawsze działa sprawniej. Jak jest jedna osoba, to hipotetycznie generuje jeden problem, jak są dwie wygenerują dwa problemy, jak trzy…  Jeżeli jest więc możliwość realizacji trudnego projektu samodzielnie, to tak robię. Wtedy jestem najbardziej skuteczny i prawdopodobieństwo sukcesu jest największe.
Natomiast przy projektach podróżniczych, gdzie „skuteczność” nie jest ważna,  staram się dobierać osoby z doświadczeniem lub osoby, z którymi po prostu się przyjaźnię, na których mogę polegać i które wnoszą  swoją osobą coś wartościowego do wyprawy. Wszystko oczywiście zależy od specyfiki projektu.
Nie inaczej było przy tej wyprawie, w której wspierał mnie Andrzej Ziółkowski.  Zwróciłem się do Andrzeja, bo wiedziałem,  że będę mógł na niego liczyć, że zrobi wszystko i poradzi sobie z każdym problemem. Wcześniej przepłynęliśmy razem kilka niebezpiecznych rzek w Afryce i poznaliśmy się dobrze w ekstremalnych sytuacjach.

Pamiętasz taki moment, kiedy zdecydowałeś, że będziesz podróżnikiem?
U mnie to chyba wynikało zupełnie naturalnie, z tego, co doświadczyłem w dzieciństwie i później w młodości. W latach siedemdziesiątych podróżowałem dużo z rodzicami. Przejechaliśmy Wartburgiem całą Europę,  aż po Gibraltar i Turcję. Następnie był sport, na niezłym poziomie trenowałem najpierw kajakarstwo, a potem wioślarstwo. Po zakończeniu kariery szukałem czegoś, co zastąpi mi adrenalinę, potrzebę rywalizacji oraz ciekawość świata. Naturalnie poszedłem w góry i w te wszystkie „dziwne” miejsca,  gdzie nie da się wykupić wycieczki.



Robiłam kiedyś wolontariat dla organizacji uchodźców politycznych i my naprawdę nie zdajemy sobie sprawy z tego, że są miejsca, gdzie ludzkie życie, nie jest nawet rejestrowane w statystyce, dziś jest, jutra może nie być  i nie zostanie to nawet odnotowane.
Kongo dało mi olbrzymi zastrzyk wiedzy, łącznie z tym, co Ty mówisz. Afrykanie wewnętrznie godzą się z pewnymi rzeczami, które dla nas są absolutnie niedopuszczalne, dla nich to jest po prostu życie. W Kongo spotkałem się z tablicami w formie obrazkowej informującymi  kobiety, że gwałt jest rzeczą złą. Są to miejsca, gdzie ludzi trzeba edukować, co jest złe, a co dobre i że takie zachowania podlegają karze. Niestety w Afryce z takimi sytuacjami spotykałem się często.

Czy różnice kultur stanowią jakieś poważne problemy w projektach? Myślę o całokształcie Twojego dorobku.
Powiem, że tak. Ja broń Boże nie jestem rasistą i nie wartościuję ludzi, zwracam natomiast uwagę na różnice,  które są ewidentne. Mówienie,  że wszyscy  jesteśmy tacy sami  jest absolutną bzdurą. Świat się różni i jest to związane z miejscem,  w którym się żyje i ze wszystkimi powiązaniami, które się z tym łączą. Najbardziej to odczułem w Afryce, gdzie ludzie bardzo się różnią mentalnie od nas Europejczyków. Oni w dużej części spostrzegają świat zupełnie inaczej, postrzegają świat zdecydowanie bardziej duchowo, ale bez wybiegania w przyszłość. W niektórych afrykańskich językach nie ma nawet  czasu przyszłego. Oni koncentrują się na teraźniejszości, na tym, co się dzieje tu i teraz wchodząc w tę teraźniejszość bardzo głęboko. Do tego stopnia, że świat duchowy  funkcjonuje w ich codzienności, a zabobony i uprzedzenia determinują większość  decyzji.
I w tym  punkcie często pojawiają się problemy na styku kultur,  ale równie często dodają one także  kolorytu.

Czy zapraszając towarzyszy do projektu kierujesz się ich znajomością kultur?
Rzadko zdarza się wyprawa, na którą pojechałbym z kimś, kto nie był wcześniej w podobnym regionie. Nie mówię o kraju oczywiście, ale mówię o danym kontynencie. „Środowisko”, w którym się obracam, to są ludzie, którzy mają portfolio podróżnicze bardzo bogate i w większości przypadków wnoszą do wyprawy mnóstwo wiedzy i doświadczeń. Oczywiście przy kompletowaniu zespołu nie kierujemy się tylko znajomością zagadnień. Kiedy przygotowywaliśmy projekt „Afryka Nowaka”, a konkretnie dwa etapy „kongijskie”, szukałem osób bardzo odpornych psychicznie i z dużymi „cojones”. Etapy były naprawdę  bardzo złożone i niebezpieczne,  a wiedząc o tym, starałem się dobrać takich ludzi,  którzy w sytuacjach ekstremalnych zachowają trzeźwość umysłu i nie odpuszczą.  Prawda jest jednak taka, iż dopiero wyprawa i konkretne sytuacje weryfikują każdą decyzję.

O czym Ty wtedy myślisz, o bliskich,  co jest wtedy Twoim priorytetem?
Priorytetem jest, aby wyjść z takiej niebezpiecznej sytuacji jak najszybciej. Aby zrobić wszystko, by spróbować zmienić ją w bardziej bezpieczny wariant. Nie myślę wtedy o rodzinie, jestem zajęty próbą rozwiązania problemu, bo jeżeli ktoś mnie atakuje w nocy maczetą i chce mnie zabić, to myślę raczej jak przeżyć i jak mu tę maczetę wyrwać. Nie przelatują mi w tym momencie obrazy rodziny. Natomiast na etapie przygotowań do wyprawy staram się robić wszystko, aby ewentualne zagrożenia ograniczyć. Tak było na przykład w przypadku Everestu, kiedy bardzo chciałem połączyć dwa trudne projekty i w momencie, kiedy okazało się to niemożliwe, podjąłem jedynie słuszną decyzję i wybrałem tylko jeden z nich. Ten bardziej niebezpieczny ; )
Nie stawiam wszystkiego na ostrzu noża, bo wtedy działa statystyka i wcześniej czy później można się pomylić.

Po zejściu z góry, kiedy spotkałeś Andrzeja, zabezpieczającego projekt od południowej strony góry,  jak wymowny był powitalny uścisk?
Absolutnie szczery i wyczekany przez nas obu, bo ten nasz uścisk zwieńczył najważniejszy etap projektu. Kiedy spotkałem się z Andrzejem, wiedziałem, że zostawiłem za plecami najtrudniejszą część wyprawy.

Powiedziałeś, że uścisk z Andrzejem był bardzo wymowny, to jest człowiek, na którym możesz polegać?
Z Andrzejem spędziliśmy ponad miesiąc na bardzo trudnej wyprawie. Przepłynęliśmy kajakami przez kongijską dżunglę, przez tereny,  gdzie znajdowały się kopalnie diamentów, gdzie byliśmy absolutnie niemile widziani, gdzie „turyści” w ogóle nie funkcjonują. Kilkakrotnie znaleźliśmy się w niebezpiecznych sytuacjach i Andy nigdy nie odpuszczał. Był idealną osobą,  która byłaby w stanie domknąć wyprawę od strony południowej. Miał także rzadką umiejętność improwizacji, a jest to niezwykle ważne, bo nigdy nie jesteś w stanie przewidzieć wszystkiego, omówić wszystkich wariantów. W takich sytuacjach Andrzej zawsze znajduje jakieś wyjście.

Czyli Andrzeja cechuje elastyczność umysłu?
Andrzej ma „chłodną” głowę i bardzo witalną osobowość, szybko zjednuje sobie ludzi, a to jest bardzo pomocne.

W trakcie rozmów ze sportowcami widzę w Was cechy wspólne, takie cechy jak dyscyplina, konsekwencja działania , ale oprócz tego widzę też że wiodąca cechą jest pokora.
Doświadczenia budzą pokorę. Czym więcej widzimy i z im większą  ilością problemów, czy sytuacji się spotykamy, tym z większą świadomością zdajemy sobie sprawę z ułomności, z wielu braków jakie ma człowiek. Myślę, że to jest naturalne. Pokora bierze się z doświadczenia życiowego. Poza tym, każdy  „spełniony” sportowiec,  odczuwa wewnętrzny spokój, takie wewnętrzne spełnienie.

Czyli nie wchodzisz w życiową polemikę z  potęgą żywiołów?
W górach żywioły determinują absolutnie wszystko, nie znam takich, którzy idąc w góry próbują się z nimi mierzyć. Jeżeli góra nie pozwala tobie wejść, to nie ma takiej możliwości, żeby się z tym mierzyć. W górach największa cnotą jest pokora i cierpliwość.

Czy każdą wspinaczkę doświadczasz podobnie?
W zależności od okoliczności, bo są momenty, które wymagają dużej  koncentracji, uwagi i zdolności technicznych i tutaj w 100% skupiam się na skuteczności wspinania. Są procedury, od których nie ma odstępstw, np. przy asekuracji. To są elementarne rzeczy, które wydają się banalne na poziomie morza, natomiast na dużej wysokości, gdzie dochodzi zmęczenie i stres, takie czynności wymagają dodatkowej uwagi . Oczywiście każdy z nas zwraca na to uwagę, ale życie pokazuje, że takie banalne rzeczy często powodują tragedie.
Inaczej wyglądają wyprawy, które nie są tak wymagające technicznie. Tam staram się wtedy czerpać czystą radość przebywania w górach.

No własnie, góry jak nazwa wskazuje to rodzaj żeński, a większość wspinających się to mężczyźni. Z czego to się bierze, rozumiem, że nie każda  kobieta jest tak doskonała jak Martyna Wojciechowska?
Wiesz chciałabym odwrócić  pytanie i zapytać Ciebie o to, dlaczego się nie wspinacie?

Myślę,  że to się kiedyś zacznie zmieniać, bo takie osoby jak Martyna wytyczają szlaki szczególnie te mentalne. Natomiast ja,  nie podjęłabym się tego ze względu  na odpowiedzialność  za mojego syna.
Odpowiedzialność, to chyba jest odpowiedź. Myślę, że w ten sam sposób mógłbym Tobie odpowiedzieć.  Panie nie mają żadnych ograniczeń  fizycznych, ani psychicznych. Wiem to doskonale, bo nie raz z kobietami się wspinałem.

No bo przecież nie chodzi o pantofelki,  które zostawiają po drugiej stronie
😊))

No właśnie, co czujesz, po zejściu, kiedy wracasz i wiesz, że misja została spełniona?
Na pewno radość,  poczucie satysfakcji, ale jest też uczucie ulgi, że nic złego już się nie zdarzy. Mija poczucie niepewności, które bardzo często towarzyszy nam w górach. Czuję wtedy zupełne odprężenie i to uczucie towarzyszy mi jeszcze długi czas po wyprawie.  Kiedy czuję że wygasa, pochylam się nad projektem kolejnej wyprawy.

Pozwolisz,  że coś przeczytam  

Zdarzyło się pewnego razu
Że Mistrz usiadł naprzeciw swego obrazu
I ręce uniósł... chowając twarz w rozpaczy
Bo obraz przemówił, że już mu nie wybaczy
I marzył by wspomnienia, których emocje - nie udźwignęły
Niczym farby po obrazie i po nim spłynęły
Lecz te okrutne zastygły w sekund paru mgnieniu
Jak mistrz siedzący naprzeciw w milczeniu...

Miałeś takie spotkanie ze swoim obrazem?
Myślę, że taki moment nastąpi,  ale jeszcze nie teraz.
Jeszcze chyba  nie usiadłem na tym kamieniu i nie przyjrzałem się sobie, ale myślę, że taki moment kiedyś nastąpi. Jeżeli człowiek dojdzie do jakiegoś bardzo ważnego punktu w swoim życiu, to ma naturalną potrzebę, aby się na chwilę zatrzymać, zrobić podsumowanie, rachunek sumienia.
Ja  jestem jeszcze cały czas w drodze...





Saturday, 7 January 2017

Ciało i Krew

„W momencie, kiedy umierasz, zostajesz identyfikowany jako „Ciało”. Ludzie używają określeń takich jak: „Przynieście Ciało”, „Połóżcie ciało do grobu”, „Pochowajcie ciało”, itp.  Ludzie nawet nie nazywają Cię po imieniu, którym starałeś się zaimponować przez całe Twoje życie”. Niedawno Osoba, którą bardzo cenię zapytała mnie, „Dlaczego zaczęłam współpracę z firmą, której wartością są suplementy? Czy nie obniżam tym sobie lotów? Czy nie powinnam zająć się czymś bardziej wzniosłym?”
Ależ to jest Wzniosłe – Odpowiadam
Litry przetaczanej krwi, sala łóżek, na których widzę z te same twarze. A potem następują małe wyjątki, gdy tych twarzy nie widzę, a potem większe i większe, do tych największych wyjątków…
Moja Mama musiała być dializowana z racji choroby nerek… Najpierw raz w tygodniu, potem dwa razy, potem 3 razy… na tyle powodowało to moją tęsknotę za nią, że zapytała szpital o pozwolenie, abym czasami mogła z Nią jeździć na dializy i tak też się stało. Jadąc tam po raz pierwszy spodziewałam się sali pełnej cierpiących ludzi, no bo w końcu przetaczanie krwi to nie SPA. Jakie było moje zdziwienie, kiedy okazało się, że na sali szpitalnej oprócz cierpienia jest śmiech: gromki, szczery, taki „tu i teraz”. Całym prowodyrem tego śmiechu był Przyjaciel mojej Mamy, Marian Pogasz. Poznański aktor, który znany na zawsze zostanie z roli „Starego Marycha”. Kto Poznaniak, ten wie, kto nie, to powiem, że to urodzony Krakowiak, który poznańską gawrę miał we krwi, nawet już w tej przetaczanej, nawet w tej u schyłku swoich dni, kiedy audycje nagrywane były w szpitalu. 


… Początek stycznia, jedni mówią „Nie robię postanowień Noworocznych”, drudzy „Mam już listę postanowień Noworocznych”, ja Wam Życzę pomysłu na siebie w 2017 &…  Zadbaj o Siebie i Swoich Bliskich… i Żyj życiem tak, abyś zaimponował Sam Sobie…



Monday, 24 October 2016

5.5 mln euro z Ziemi Polskiej... do Anglii

Rekordowa cena za Polaka ! Kapustka piłkarzem mistrza Anglii !!! – krzyczały media. A wiesz, czym suplementował się Kapustka?
W sierpniu bieżącego roku Klub piłkarski Leicester City ogłosił transfer 19-letniego Bartosza Kapustki z Cracovii. Klub mistrza Anglii miał zapłacić za Polaka 5,5 mln euro. Tym samym Kapustka stał się jednym z najdroższych zawodników sprzedanych z polskiej ligi za granicę.
Kondycja finansowa  - nie tylko sportowców -  zależna jest od kondycji zdrowia, a zdrowie od suplementacji. DuoLife to nie tylko oficjalny suplement diety naszych sportowców, ale też naszych portfeli. Dowiedz się więcej jak zdrowo żyć i zdrowo zarobić !

Link do sklepu: https://mmw8.myduolife.com/shop.html 
Strona firmowa
Luksusowa marka
Dołącz do nas
Witamy w Klubie DuoLife  https://myduolife.com/link/96dde1ef399916ee 
Link partnerski do rejestracji: https://mmw8.myduolife.com/register.html

Zapraszamy
Zespół DouLife

DouLife generujemy miliony!

Wednesday, 11 November 2015

15 Sekund…!!!

 

15 Sekund…!!!

Czas do utraty świadomości wynosi z reguły 15 sekund. A potem może być jeszcze gorzej. Może, ale nie musi. Specjalnie dla nas organizacja  Pozytywni.co.uk  we współpracy z Jakubem Brychem, Współzałożycielem Europejskiego Biura Bezpieczeństwa i Szefem Wyszkolenia
organizuje szkolenia z zakresu samoobrony dla mężczyzn i kobiet w Wielkiej Brytanii. Pierwsze zajęcia miały miejsce w Newcastle upon Tyne. 
Zapraszamy do wywiadu i relacji uczestniczek kursu



Część 1

Część 2




 Polecam gorąco kurs samoobrony dla kobiet u Kuby. Jestem zachwycona pierwszymi zajęciami, które były prowadzone bardzo profesjonalnie, a zarazem w przyjemnej atmosferze. Czuję, że nauczyłam się wielu przydatnych rzeczy i chcę nauczyć się jeszcze więcej. Zdecydowanie zachęcam kobiety, które chcą zadbać o swoje bezpieczeństwo i nauczyć się jak reagować w niebezpiecznych sytuacjach. Marzena B.

Profesjonalne zajęcia prowadzone przez Kubę!!! Wykorzystując wiedzę i sposoby odparcia ataku zwiększyłam poczucie własnego bezpieczeństwa. Z niecierpliwością czekam na następne lekcje! Agnieszka G.
Zaskakujące jest to, że już po pierwszych zajęciach czuję się pewniej!!! Czekam na następne! Basia
 
Powody dla których warto posiadać wiedzę oraz trenować to:
1) Zwiększenie poczucia własnego bezpieczeństwa.
2) Aspekt fizyczny- poprawisz swoją kondycję. Polecam Aga

Dlaczego poruszać się ruchem półkolistym zamiast się cofać? Jak gospodarować oddech? Na czym się skupić, aby nie panikować? Jak gospodarować energią i czasem? Tego możecie się dowiedzieć przychodząc już na następne zajęcia z Kubą!

Więcej informacji na stronie fb  Pozytywni oraz na stronie Pozytywni.co.uk oraz na :